W minioną sobotę w Warszawie, stołeczne Orły zapewniły sobie piąty w historii awans do wielkiego finału Topligi, zwyciężając nad Husarią Szczecin aż 36:0. 21 lipca na stadionie Zawiszy Bydgoszcz, warszawianie staną przed szansą na wywalczenie trzeciego tytułu mistrzowskiego, a pierwszego, oficjalnego Mistrzostwa Polski pod egidą Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Jeszcze przed meczem, w roli faworytów, większość kibiców zgodnie stawiała na Warsaw Eagles biorąc pod uwagę formę obu zespołów w trakcie sezonu zasadniczego. Przekonanie to było jeszcze większe, gdy spojrzało się na braki kadrowe szczecinian. Husarze przyjechali bez 12 zawodników, a w tym: Norberta Szczęsnego, Łukasza Bensi-Said, Oskara Skorzybóta, Macieja Felbura, Grzegorza Terebickiego, Błażeja Wołowca czy Piotra Kaczmarczyka. Nikt się jednak nie spodziewał, że gospodarzom z takim trudem przyjdzie odnaleźć właściwy rytm gry.
Spotkanie rozpoczęło się od błędu Husarzy, kiedy to Jakub Struś przez przypadek dotknął piłkę wykopniętą przez Filipa Twardowskiego na jard przed własnym polem punktowym i musiał ratować się rozpaczliwym biegiem. Ostatecznie został zatrzymany wewnątrz piątego jarda. Nieudane kolejne akcje biegowe i podaniowe zmusiły formację do odkopnięcia piłki, lecz long snapper przerzucił swojego kopacza, przez co futbolówka wyszła poza boisko, pozwalając zapisać dwa punkty na konto gospodarzy. Jak później miało się okazać, był to dopiero początek fali błędów po obu stronach formacji ataku.
Wbrew przedmeczowym zapowiedziom, odpowiedzialnością za rozgrywanie akcji biegowych obarczony został Patrick Biskupski, a nie Jack Marton. Niestety dla podopiecznych Kirka Mastromatteo, ta koncepcja musiała zostać zmieniona już w pierwszej kwarcie, kiedy to 19-latek musiał opuścić boisko przez kontuzje, która wykluczyła go z całego meczu. W każdym razie, przez dwie pierwsze kwarty ofensywa Orłów była bezproduktywna i do ostatniej serii pierwszej połowy nie była w stanie zagrozić przyjezdnym. Ogromna w tym zasługa obrony, która bez Norberta Szczęsnego pokazała, że jest w stanie grać na równie wysokim poziomie. Bezustanna presja na rozgrywającym, skuteczne zapychanie luk dla akcji biegowych oraz krycie bocznych stref boiska, to elementy, które Husarzom wychodziły perfekcyjnie. O niepowodzeniu akcji podaniowych gospodarzy decydowały za to błędy Christophera Jeffreya, który miał wyraźny problem z wyczuciem dystansu między nim a skrzydłowymi. Piłki często były przerzucone, trafiały za ich plecy lub ratował się przed sackiem wyrzucając ją poza linię boczną. O wiele skuteczniej funkcjonował, kiedy biegał z piłką i to zagrywki „play-action” okazały się zbawienne dla stołecznych, którzy kreowali przy nich dużo miejsca w środku linii wznowienia akcji. To one napędzały atak i pozawalały regularnie przesuwać piłkę wzdłuż boiska, szczególnie w drugiej połowie. Choć do ostatniego gwizdka sędziego obok Jeffrey’a znajdował się Marton i miał swoje szanse na zaprezentowanie swoich umiejętności, to widać było u niego skutki długiej przerwy spowodowanej kontuzją, często unikający bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem w pełnym biegu.
Pierwsza regularna seria ofensywna, którą mogliśmy zobaczyć w pierwszej połowie, należała do gości, w drugiej kwarcie. Tomasz Martynow popisywał się celnymi krótkimi podaniami wzdłuż boiska, a Noah Whittle zapewniał dobre, kilkujardowe biegi pozwalające odciążyć rozgrywającego. Niestety, konsekwentności wystarczyło do 20 jarda, a Martynow nie wykorzystał kilku okazji, w których mógł lepiej dograć piłkę do swoich kolegów. Przed okazją na zdobycie pierwszych punktów, przez kopnięcie na bramkę, stanął Maciej Adamiak, lecz przestrzelił i cały wysiłek zespołu poszedł na marne. Kto wie, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby w kilku akcjach rozgrywający Husarii podjął lepsze decyzje w trakcie akcji, a jego piłki były bardziej celne. W pewnych momentach widać było brak zrozumienia ze skrzydłowymi, przez co wiele piłek było bezpańskich. Takie błędy, na tym etapie rozgrywek, zostają brutalnie zweryfikowane. Porządną dawkę emocji zawodnicy dostarczyli na kilkadziesiąt sekund przed zejściem do szatni. Po indywidualnych błędach i karach Husarzy, Orły zameldowały się wewnątrz 10 jarda przed strefą punktową. Dobra postawa pierwszej i drugiej linii obrony zatrzymywały kolejne ataki Martona i Jeffrey’a, ale kluczowe okazało się defensive pass interference w polu punktowym, co pozwoliło gospodarzom przesunąć się na 3 jardy przed przyłożeniem, co wykorzystał rozgrywający decydując się na bieg.
Punkty zdobyte w ostatniej akcji wyraźnie uskrzydliły czterokrotnych uczestników finałów Topligi oraz podłamały gości, którzy zeszli ze świadomością niewykorzystanej szansy. Obraz gry już chwilę po pierwszym gwizdku w trzeciej kwarcie, diametralnie uległ zmianie. Warszawianie podbudowani pierwszym przyłożeniem i skuteczną grą defensywną, zaczęli budować konsekwentne i dobrze zorganizowane serie, jak przyzwyczaili nas do tego w sezonie regularnym. Czarę goryczy Husarzy przelała kontuzja 21-letniego rozgrywającego, który musiał zejść z boiska i już do meczu nie powrócił, a na pozycji zastąpił go Kamil Klebieko, który w żaden sposób nie odmienił gry zespołu i w większości opierał się na swoim biegaczu.
Te kłopoty nie dotyczyły w żadnym razie Eagles, którzy kontynuowali to, co rozpoczęli w ostatniej akcji drugiej części. Podania egzekwowane przez Jeffreya zaczęły znajdować swoich odbiorców w postaci Macieja Wudeckiego, Michała Śpiczko czy Krzysztofa Stojaka. Wodą na młyn pozostawały biegi rozgrywającego, który jeszcze trzykrotnie meldował się w strefie przyłożeń. Wszystko to podparte, jak zawsze, solidną obroną, która wygrywała pojedynki na linii wznowienia akcji i pieczołowicie chroniła skrzydłowych. Jan Korkuć zapisał na swoim koncie swój czwarty przechwyt w sezonie, Tomasz Melaniuk był nie do przejścia na pozycji linebackera, podobnie bezbłędnie spisywał się Konrad Filipiak. Nie sposób nie wspomnieć jednak o całej linii defensywnej, która potwierdziła swoją wyśmienitą dyspozycję i była pewnym punktem drużyny.
- Sezon się dla nas skończył. W tym ostatnim meczu walczyliśmy, staraliśmy się jednak samym sercem meczy się nie wygrywa. Po raz kolejny nie wytrzymujemy z dobrą postawą do końca meczu i przegrywamy z kretesem końcówkę spotkania. Eagles byli skuteczniejsi i lepsi, wygrali zasłużenie choć uważam, że różnica nie była tak duża jakby wskazywał na to wynik. Kluczowym momentem był rzut Tomka w drugiej kwarcie kiedy to nabawił się kontuzji, i zamiast dość prostego do rzucenia przyłożenia rzucił przechwyt, który później przerodził się w pierwsze przyłożenie Eagles. Do tego momentu walczyliśmy jak równy z równym. Od połowy trzeciej kwarty na boisku była już tylko jedna drużyna, niestety mimo ogromnego serca i chęci, chłopaki grający w obie strony, nie byli w stanie wytrzymać takiego tempa. Krótka ławka i brak wartościowych zmienników to była nasza największa bolączką w tym sezonie i to właśnie musimy zmienić w następnym sezonie. - podsumowuje Daniel Wysocki, koordynator ataku Husarii Szczecin.
- Cztery tygodnie przerwy dały o sobie znać i faktycznie pierwsza połowa była jedną z najgorszych w naszym wykonaniu. Szczęśliwie, na koniec udało się przełamać złą passę i zdobyliśmy przyłożenie. Myślę, że była to kwestia wejścia w odpowiedni rytm. Mieliśmy kilka zmian pozycyjnych i niektórzy zawodnicy musieli też poczuć się pewnie na miejscach, na których nominalnie nie grali do tej pory. Ilość zdobytych punktów przez przeciwników pokazuje, że zablokowaliśmy grę podaniową i biegową Husarii, z czego można być zadowolonym. Nad czym musimy popracować, to pełne skupienie i szybsze wejście we właściwy „tryb pracy”. Co do Jacka Martona, to czuje się bardzo dobrze. Jego „odciążenie” od gry biegowej wynikało z faktu, że to był jego pierwszy mecz po kontuzji, więc myślę, że sam musiał przekonać się na ile go stać. - tłumaczy Michał Gralewski, defensywny liniowy Warsaw Eagles.
Warsaw Eagles – Husaria Szczecin 36:0 (2:0; 7:0; 6:0; 21:0)
I kwarta
2:0 – safety
II kwarta
9:0 – przyłożenie Christophera Jeffreya po 3-jardowej akcji biegowej (podwyższenie Filip Twardowski)
III kwarta
15:0 – przyłożenie Christophera Jeffreya po 5-jardowej akcji biegowej (podwyższenie Filip Twardowski)
IV kwarta
22:0 – przyłożenie Michała Śpiczko po 15-jardowej akcji po podaniu Christophera Jeffreya (podwyższenie Filip Twardowski)
29:0 – przyłożenie Christophera Jeffreya po 20-jardowej akcji biegowej (podwyższenie Filip Twardowski)
36:0 – przyłożenie Christophera Jeffreya po 4-jardowej akcji biegowej (podwyższenie Filip Twardowski)
MVP meczu: Christopher Jeffrey (Warsaw Eagles)
Widzów na meczu: 400
p. | ZESPÓŁ | M | Z/P | +/- | PKT |
---|---|---|---|---|---|
1. | Eagles | 6 | 6/0 | 107 | 12 |
2. | Kozły | 6 | 3/3 | 8 | 6 |
3. | Monarchs | 6 | 2/4 | -57 | 4 |
4. | Husaria | 6 | 1/5 | -58 | 2 |
p. | ZESPÓŁ | M | Z/P | +/- | PKT |
---|---|---|---|---|---|
1. | Mustangs | 6 | 6/0 | 216 | 12 |
2. | Steelers | 6 | 3/3 | 2 | 6 |
3. | Hammers | 6 | 3/3 | -77 | 6 |
4. | Tigers | 6 | 0/6 | -141 | 0 |